Tekst na konkurs nieistniejącego już SiSu "Piątek, piąta nad ranem". Zajął drugie miejsce. Jak zwykle zabawa, jak zwykle odwołania do kultury. Tym razem tak banalne, że nawet nie podpowiadam.
Młodszy
Lejtnant Bezpieczeństwa Państwowego Iwan Fiodorowicz Kieryfiew miał zły sen.
Sen paskudny, krwawy i zupełnie niespodziewany. Znowu. Taki sam jak wczoraj,
przedwczoraj, przedprzedwczoraj i w zeszły piątek też.
W
śnie tym Iwana Fiodorowicza Kieryfiewa wieszano. Kto jeszcze wieszał ludzi?
Chyba tylko pospolitych kryminalistów! Takie powieszenie to paskudna, powolna
śmierć. No, chyba że uda ci się jednak skręcić kark, jeśli nieumiejętnie
wykopią ci podnóżek. Jednak to nie wrażenie duszenia się było w śnie najgorsze,
wcale nie. Iwan w swoim śnie nie wiedział, za co został skazany.
Bo
Młodszy Lejtnant Bezpieczeństwa Państwowego Iwan Fiodorowicz Kieryfiew wolał
się trzymać z daleka od spraw krwawych i niepewnych. Politycznie niepewnych, ma
się rozumieć. Iwan, z racji młodego wieku pieszczotliwie zwany przez wszystkich
„Iwaszko”, wierzył jedynie w politykę. Strach przyznać, nie wierzył nawet w
towarzysza Stalina, nie. Wierzył w ideę. Jedyną słuszną, rewolucyjną.
Wdrapanie
się na stołek, choćby najniższy, było szczytem jego marzeń. Przecież tylko ze
stołka, nawet niskiego, można się przysłużyć rewolucji i mateczce Rosji.
Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich, znaczy się. Tak, to chciał
pomyśleć. Związek. Republik. Socjalistycznych. Tak, tak.
Iwaszko
zaklął cicho, wstał ostrożnie, tak by nie zbudzić małżonki starszego majora Białusowa.
Nie patrzył na zegarek, wziął go tylko do ręki i wyszedł do kuchni. Zapalił
światło, zmrużył oczy. Piąta rano. Znowu. Ostatnio przez te koszmary ciągle
budził się o tej samej porze. Starał się nie myśleć o tym, że to dziwne. Lekceważył
to. Miał inne zmartwienia na głowie: ot, chociażby żona Białusowa. Już dawno
powinien zakończyć związek. Co z tego, że cały związek opierał się głównie na
seksie? Zawsze to jakiś związek.
Z
leżącej na stole paczki wyjął jednego papierosa, zapalił. Zaciągając się,
mierzwił i bez tego potargane włosy:
ciemne, grube, chyba już odrobinę za długie. Potarł dłonią szorstki od
kilkudniowego zarostu policzek.
–
Który to mamy dzień tygodnia…? – wymamrotał niewyraźnie, przesuwając językiem
papierosa z jednego kącika ust do drugiego.
–
Piątek, siódmy kwietnia, mój drogi Iwaszko – odpowiedziało mu coś z kąta.
Drgnął,
rozejrzał się. Nie dostrzegł jednak niczego prócz czarnego kocura. Kocur
siedział w kącie, patrząc na niego świecącymi w półmroku, wielkimi oczyma. Iwan
nie wiedział czyj to kot – ot, przychodził od czasu do czasu, pożarł, poleżał,
po czym znikał. Chodził własnymi ścieżkami, jak to kot. Nie wyróżniał się
niczym spośród innych dachowców. Tym bardziej dziwna była zdolność mówienia.
–
Chyba śnię – mruknął.
–
Chciałbyś. – Pysk kociska nie poruszył się, ale Kieryfiew znów miał wrażenie,
że mówił on, nikt inny.
–
W takim razie jestem pijany.
–
Też nie, kochaniutki. – Tym razem w tym zachrypłym, stłumionym głosie dało się
słyszeć coś na kształt kpiny.
Iwaszko
zmarszczył brew, przyglądając się kotu, który machał nerwowo grubym ogonem. I
dalej patrzył wprost na niego, Iwana. To było już bardziej niż niepokojące.
–
Zwariowałem? – zaryzykował.
–
Nie, Kieryfiew. Jest po prostu noc. W nocy dzieją się różne dziwy.
–
Jaka tam noc! – żachnął się lejtnant, uznając, że przyjęcie do wiadomośco tego
absurdu, jakim była rozmowa ze zwierzęciem, będzie najlepszą taktyką.
–
Nie słyszałeś o diable, co przychodzi w nocy?
–
Diabeł o trzeciej rano przychodzi, z godziny śmierci Jezusa kpiąc, nie o piątej
rano! – zawołał, wyraźnie już poirytowany. Kto nie byłby poirytowany,
rozmawiając z nieobytym w świecie zwierzęciem?
Kot
roześmiał się.
–
Patrzcie go, komunista, a wie!
–
A co ma piernik do… - zacukał się, zachłysnął powietrzem, umilkł. – Czym
jesteś? – zapytał.
–
Och, nie bądź nieuprzejmy, Kieryfiew – burknął kocur.
Ogon
zaczął mu się poruszać odrobinę szybciej, bardziej nerwowo. Mimo to, zwierzę
ziewnęło z wyraźnym znudzeniem. Lejtnant zaklął siarczyście.
–
Kim jesteś? – poprawił.
–
Diabłem.
Iwaszko
parsknął śmiechem.
–
Diabeł nie istnieje.
–
Nie? – Kot zmrużył lekko oczy. – A czy to nie ty dopiero co powiedziałeś, że
diabeł przychodzi do ludzi o trzeciej by… Jak to było? Kpić z godziny śmierci
Chrystusa?
Iwan
Fiodorowicz Kieryfiew zamyślił się głęboko. Oto został zapędzony w kozi róg! I
to przez kogo? G a d a j ą c e g o k o t
a.
–
Czego chcesz? – zapytał podejrzliwie, mrużąc oczy.
–
Och, skąd ta awersja, mój drogi Iwaszko? – mruknął diabeł, przeciągając
zgłoski. – Nie jesteś uprzejmy. Czy wszyscy w Ludowym Komisariacie tacy są?
Jeśli tak, nie dziwię się, że ludzie ich nie lubią – stwierdził. Odwrócił łebek,
przyglądał się myszy, która przemknęła pod przeciwległą ścianą. Milczenie
przeciągało się.
–
Czego chcesz? – powtórzył pytanie Kieryfiew, starając się panować nad swoim
głosem. – Czego ty ode mnie chcesz, panie diabeł?
Bies
zaśmiał się, nagle dziwnie wesoły.
–
Pan diabeł – zaczął z ironią – przyszedł cię ostrzec, Iwaszko.
–
Ostrzec? – Mężczyzna zmarszczył brwi, wpatrując się intensywnie w czarnego
kocura. Wstyd przyznać, nagle nabrał przekonania, że zwierzak zniknie w chmurze
dymu, a na jego miejscu pojawi się prawdziwy diabeł, taki z racicami i rogami. –
P-p-przed czym? – wyjąkał.
–
Hm… – mruknął czart, udając, że nad czymś się zastanawia. – Powiedz mi, mój
drogi, czy przypadkiem nie śnią ci się koszmary?
Kieryfiew
zaburczał, zaklął pod nosem, pokręcił się niespokojnie na swoim miejscu. Z
początku nie zamierzał odpowiadać, ale uległ pod naporem kociego wzroku.
–
Każdy śni czasem coś złego – odparł wymijająco.
Diabeł
zacmokał z dezaprobatą.
–
Ja nie pytam ogólnie, tylko szczególnie. O ciebie, Kieryfiew. Czy śnią ci się
koszmary? A w zasadzie… Jeden koszmar. Ten w którym jesteś w sądzie, ale nie
słyszysz, o co cię oskarżono, słyszysz tylko wyrok. Natychmiastowo wykonany, bo
przecież za każdym razem budzisz się, kiedy już pętla zaciska się na twoim
gardle.
Iwan
głośno przełknął ślinę.
–
Skąd to wiesz?
Diabeł
prychnął.
–
Iwaszko, ja wiem o tobie wszystko.
To
zdanie przestraszyło Kieryfiewa nie na żarty. Jeśli to mimo wszystko był sen,
bardzo chciał się obudzić.
–
Zgiń, przepa… – Czort przerwał mu głośnym, zimnym śmiechem. Kiedy już się
uspokoił, rzucił z pogardą:
–
Aleś ty głupi, Kieryfiew.
Iwaszko
milczał. Nie mógł się z diabłem nie zgodzić. Przecież gadanie z kotem, który
podaje się za diabła, nie świadczy o zdrowiu psychicznym. Pomyślał, że powinien
to pieprzyć, przecież nie ma większego znaczenia, czy to jawa czy sen, czy jest
zdrowy czy może zwariował.
–
Przed czym chciałeś mnie ostrzec? – powtórzył pytanie, które zadał, nim diabeł
zaczął opowiadać mu o jego koszmarze.
–
Przed tobą samym – odparł. – My sami jesteśmy swoimi największymi wrogami – rzekł
sentencjonalnie, chyba poważnie, ale Iwanowi zdawało się, że słyszy w jego
głosie rozbawienie.
–
Och – mruknął tylko Iwaszko, nie wiedząc zupełnie, co na takie dictum rzec. Nie
wypada się przecież nie zgodzić z mądrze brzmiącymi słowami, bo można wyjść na
zaściankowego idiotę. Iwan znał to z autopsji, z trudnych początków swej
kariery z NKWD.
Diabeł
chyba wyczuł niezdecydowanie mężczyzny, bo prychnął, po czym rzekł:
–
Słuchaj mnie uważnie, Kieryfiew, bo dwa razy powtarzał nie będę. Wyjedź.
Zniknij, jeśli jesteś za głupi, by nie rozumieć, że żona Biełusowa to tylko
narzędzie. Jeśli jesteś mądry, wykorzystaj ją. Ale nie pieprz się z nią
bezmyślnie, jak to miałeś do tej pory w zwyczaju.
Iwaszko
osłupiał. Że niby Tania…? Uśmiechnął się głupkowato, zupełnie nie dając wiary
gadaniu czarta.
–
Ejże, diable, jakże to tak? Jak to…
–
Iwan? – usłyszał głos Tani, odwrócił się więc gwałtownie.
Stała
w progu, uśmiechając się zagadkowo.
–
Co ty tu robisz? – zapytała.
–
Wyszedłem… zapalić… – odrzekł powoli, na dowód podnosząc paczkę papierosów,
którą ciągle trzymał w rękach.
–
Mówiłeś przez sen.
Zaśmiał
się.
–
Nie, ja rozmawiałem… – Odwrócił głowę w stronę kąta, w którym siedział kot, ale
nikogo tam nie było.
Ani
kota, ani, tym bardziej, diabła.
Uwielbiam Twoje krótkie opowiadania, wiesz? Piszesz z taką lekkością, że hej.
OdpowiedzUsuńPoza tym, gadający kot przypomina mi mojego gadającego psa. Wiem, że inne nawiązanie jest, no ale co poradzę, że widzę Isztwana :<?
Ależ to było dziwne, wiesz?
OdpowiedzUsuńZnaczy no sama nie wiem co o tym sądzić...no bo ta rozmowa była cokolwoiek absurdalna, chociaż\ coś w sobie miała ^^
Szukałam krótkich form do poczytania i tak znalazłam się tutaj. Jestem pod wrażeniem stylu. Nie do końca moje klimaty, ale wciągnęłam się szybko; a co do skojarzeń to hmm... ten kot-diabeł przywodzi mi na myśl jedną z moich ulubionych powieści - Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa, ale zapewne jak zwykle się mylę ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję miejsca na podium i serdecznie pozdrawiam :)
Ależ skojarzenie jest jak najbardziej poprawne, chodzi o Bułhakowa.
Usuń